Niedawno przypomniałem sobie zabawną anegdotę 🙂
Opowiadał ją na zajęciach na aplikacji jeden z wykładowców. Historia działa się dobrych kilkadziesiąt lat temu, ale za czasów już obowiązującego Kodeksu.
Pewnego dnia adwokat pojechał do sądu do niedużego miasta z peryferiów Polski. Zaskoczyło, go że sąd stosował przepisy pochodzącą z kodeksu z czasów zaborów.
Zwrócił na to uwagę sędziemu i zdumiony usłyszał z jego ust zupełnie swobodnie wypowiedziane słowa: „Panie Mecenasie, u nas te przepisy z nowego Kodeksu się jakoś nie przyjęły…”
Niedawna sytuacja z mojej praktyki nasunęła mi skojarzenia z tą sytuacją.
Dostałem zawiadomienie na rozprawę do pewnego sądu.
Trochę się zdziwiłem, bo w mojej ocenie nie było potrzeby wyznaczania rozprawy: nie planowano słuchać świadków, strony wyczerpująco przedstawiły stanowiska w pismach, wszyscy spodziewaliśmy się dopuszczenia dowodu z opinii biegłego i pozostało tylko czekać na ten dowód.
Sąd ma siedzibę 50 km od Warszawy. Nie uśmiechało mi się jechać do sądu (łącznie 1,5 h w obie strony) tylko po to, aby potwierdzić swoje stanowisko.
Pocieszyłem się jednak, że rozprawę można przeprowadzić zdalnie. Dzięki temu chciałem zaoszczędzić dużo czasu, który można spożytkować w lepszy sposób.
Dzień wcześniej skontaktowałem się z sądem i poprosiłem o link na wideorozprawę.
W odpowiedzi dowiedziałem się, że ten sąd rozpraw zdalnych nie przeprowadza… Nie muszę dodawać, że nieco osłupiałem.
Jednak nie wchodziłem już w dalsze dyskusje i nie pytałem dlaczego tak jest. Machnąłem ręką i następnego dnia stawiłem się na rozprawie w budynku sądu.
Nie pomyliłem się jeśli chodzi o przebieg rozprawy. Trwała 2 minuty, a sąd dopuścił opinię biegłego.
Nie był to pierwszy (i nie ostatni) raz, kiedy musiałem stawić się w sądzie tylko po to, żeby powtórzyć to co już napisałem w piśmie procesowym. I jest to problem, z którym od czasu do czasu spotyka się każdy pełnomocnik.
W zasadzie już przestałem się dziwić temu, że do kwestii czasu trwania postępowania podchodzi się tak nonszalancko.
I nie chodzi tu nawet o moje 1,5 h wycieczki krajoznawczej. Chodzi raczej o kilka straconych miesięcy, podczas których można było dopuścić i przeprowadzić wspomnianą opinię biegłego.
I choć prawodawca nie rozpieszcza nas w kwestii jakości i mnogości nowych przepisów, to mam nadzieję, że nie grozi nam, że przepisy nie będą się przyjmować. Zasadniczo 🙂